niedziela, 28 lipca 2013

28 lipca - rocznica ślubu

Ten rok zleciał mi bardzo szybko. Dzisiaj obchodziliśmy pierwszą rocznicę ślubu. Przedsięwzięcie sprzed dwunastu miesięcy zorganizowaliśmy dość skromnie: nie było wesela, a jedynie przyjęcie dla najbliższych. Nie lubimy być w centrum uwagi tak więc pierwsze tańce itd. nie do końca by nas uszczęśliwiły. Rozumiem jednak osoby, które decydują się na organizację wesel, gdyż osobiście jako gość lubię w nich uczestniczyć. Tym samym jako młoda para nie mieliśmy powodów do narzekania na zmęczenie - wolni byliśmy już ok. 23.30 i na spokojnie w domowym zaciszu przy winie wymieniliśmy się wrażeniami, ale także obejrzeliśmy prezenty i kartki z życzeniami. Następnego dnia byliśmy pełni sił. 


Mieliśmy dostać z hotelu, w którym zorganizowaliśmy przyjęcie voucher na kolację w rocznicę, ale niestety takowego nie otrzymaliśmy. Wybraliśmy się zatem do miasta naszych 'początków' do kina, na obiad oraz deser oczywiście. Ten drugi nie wygląda spektakularnie, ale nie ukrywam, że McFlurry z McDonald's należą do moich ulubionych przysmaków, które można nabyć poza domem. Po zjedzeniu jednego zawsze odczuwam niedosyt:)


Czasami repertuar kinowy na konkretny tydzień obejmuje kilka interesujących filmów i ciężko zdecydować który z nich chciałoby się najbardziej obejrzeć. Tym razem tak nie było. Moją uwagę zwrócił w zasadzie jeden tylko tytuł: 'Obecność'. Nie ukrywam, że lubię horrory, a ten miał stosunkowo dobre oceny. Nie miałam jednak pewności, że będzie to strzał w dziesiątkę. Jak się jednak okazało: był nim. Film ten oparty jest na faktach. Nie wiem oczywiście w jakim stopniu pokrywa się z rzeczywistością, bo jak wiadomo różnie to bywa. Zdecydowanie jednak mogę go polecić. Trzymał w napięciu podczas wielu scen i kilka razy przestraszyłam się. Nie wiem czy to wpływ atmosfery kina, ale nawet gdyby nie było momentów, w których serce podchodzi do gardła to i tak uważam, że warto poświęcić czas na zapoznanie się z tym obrazem. No chyba, że ktoś nie jest zwolennikiem horrorów.


W związku z tym, że pogoda nie sprzyjała spacerom (zbyt duży upał jak dla mnie), wróciliśmy do rodzinnego miasta, skąd wybraliśmy się do domu na wieś. Poniżej prezentuję fragment altanki autorstwa męża, która obecnie jest w trakcie powstawania.


Zastanawiam się jak inni Blogerzy spędzili weekend i pozdrawiam serdecznie:)

wtorek, 23 lipca 2013

Paryż cz. 2 - wieża Eiffla


Paryż od zawsze kojarzył mi się przede wszystkim z wieżą Eiffla, dlatego też cały ten post poświęcam temu obiektowi. Kiedy bowiem dotarliśmy do stolicy Francji bardzo zależało nam na jak najszybszym obejrzeniu tego symbolu. Pierwszego dnia jednak, w związku z późną porą przybycia, musieliśmy obejść się smakiem i podziwiać wieżę z odległości:) Podczas spaceru dostrzegliśmy coś co nas zaskoczyło. Mianowicie wieża migotała. Naprawdę niesamowite wrażenie wówczas sprawiała. Jak później wyczytaliśmy: od 22 przez pierwszych 5 minut każdej ropoczętej godziny takim zjawiskiem można zachwycać się.


Wieża wywarła na mnie największe wrażenie właśnie po zmroku.


W dzień natomiast prezentowała się tak:


Na wieżę wjechaliśmy 2 razy: rano i wieczorem. Nie załuję, że mieliśmy okazję obejrzenia Paryża z góry w różnych warunkach. Przyznam jednak, że widok ranną porą nie rzucił mnie na kolana. To wówczas wjechaliśmy na sam szczyt. Po zmierzchu natomiast wieża była tak oblegana, że windy kursowały jedynie na drugie piętro. Myślę jednak, że wiele nie straciliśmy pozostając na tej kondygnacji nawet kiedy możliwe było już dokupienie biletu umożliwiającego wjazd na samą górę. Podsumowując: na pewno warto znaleźć się na wieży i zobaczyć Paryż z góry. Jeśli jednak ktoś zdecydowałby się na jeden tylko wjazd to zdecydowanie polecałabym porę wieczorową, kiedy oświetlenie poszczególnych obiektów dodaje im atrakcyjności.


Tak Paryż zaprezentował się nam w dzień:


Znacznie fajniej natomiast wieczorem:


Na zakończenie dodam, że w kolejce do kasy biletowej staliśmy ok. 1,5 h:)



piątek, 19 lipca 2013

Paryż cz. 1 - wstęp

Co prawda nie minął jeszcze okrągły rok od wyjazdu w podróż poślubną (odbyła się ona w sierpniu) aczkolwiek już teraz postanowiłam dodać kilka postów na temat miejsca do którego się wybraliśmy. Zdecydowaliśmy się na Paryż. Zawsze chciałam zobaczyć to miasto. Było na liście moich europejskich priorytetów. Post ten będzie dość ogólnikowy - wstępny bowiem miejsce to opisywać będę także w kilku kolejnych odsłonach. 

Cały wyjazd kosztował nas 3500 zł. Na hotel, przy czterech noclegach, przeznaczyliśmy 1100 zł. Warunki były nienaganne choć brakowało klimatyzacji. Musieliśmy się zatem posiłkować otwartym na oścież oknem. Mieliśmy własną łazienkę w pokoju.

Pierwsze wrażenia po przybyciu do Francji określiłabym mianem średnich. Z lotniska do stolicy musieliśmy dojechać autokarem. Kierowca zbyt przyjemny nie był. Obsługa w hotelu także wydała się nieco mało zaangażowana. Ponadto w Paryżu wyczuwalny był zapach, niekoniecznie miły dla nosa. Na dzień dobry wywnioskowaliśmy zatem, że oddawanie moczu na ulice jest czymś na porządku dziennym. Zaskoczyła mnie także obecność śpiących bezdomnych na chodnikach. Nie z jednym takim przypadkiem się spotkaliśmy. Pierwsze wrażenia były właśnie takie. W kolejnych dniach jednak pojawiły się także pozytywne emocje, bo miasto jest bardzo atrakcyjne - bogate w piękne budynki. Na każdym bowiem kroku chciało się przystanąć i zrobić zdjęcie 'wytworów' architektury:)

Poniżej zamieszczam zdjęcia z pierwszej naszej wycieczki po Paryżu, czyli godzinnego wieczornego spaceru po okolicy:) 

Wejście do naszego hotelu,  Plac Vendome, Opera.

  Plac Vendome, wieża Eiffla, napotkane po drodze uliczki.

Widok na wieżę Eiffla, okolice Luwru.

Zastanawiam się czy pierwsze wrażenia innych Blogerów, którzy odwiedzili francuską stolicę są zbieżne z moimi, czy może towarzyszyły Im całkiem odmienne odczucia:) 


czwartek, 11 lipca 2013

Złodzieje wolnego czasu

W przeciągu miesiąca, a nawet trochę dłuższego okresu wzięłam się ostro za czytanie książek. Zbiór składał się głównie z kryminałów. Nie będę wymieniać wszystkich tytułów w tym poście, bowiem mógłby wydać się bardzo nużący. Dzisiaj pragnę przedstawić dwie kryminalne pozycje i jedną w innym gatunku (choć i w niej nie brakuje tego typu naleciałości). 


Pierwsza z nich jak dla mnie rozkręciła się mniej więcej w połowie. Od tego momentu ciężko było się od niej oderwać, a zakończenie naprawdę mnie zaskoczyło. Drugą przeczytałam jako kolejną autorstwa Jo Nesbo i spodobała mi się jeszcze bardziej. Oba te kryminały z czystym sumieniem mogę polecić, bo trzymały w napięciu, zaskakiwały i miały niepowtarzalny klimat. Fabuły nie streszczam, zamieszczam zdjęcie z okładki, gdzie osoby zainteresowane mogą przeczytać opis. Muszę jednak zaznaczyć, że nie zachęca on tak jak powinien. Jest nieco 'suchy', a książki naprawdę świetne (choć nieco specyficzne).

Oderwaniem od gatunku była dla mnie przeczytana w ostatnich dniach 'Szmaragdowa tablica'. Pare miesięcy temu usłyszałam o niej w DD TVN, w kącie czytelniczym. Wypowiadano się o niej pozytywnie i już wtedy wiedziałam, że chętnie się z książką tą zapoznam. Okazja nadarzyła się podczas zakupów z Lidlu, gdzie można było nabyć ją w atrakcyjnej cenie. Z okazji oczywiście skorzystałam.
Akcja toczy się na dwóch płaszczyznach: współczesnej oraz przedstawiającej czasy II wojny światowej. Nie będę rozpisywać się na jej temat, gdyż streszczenie i zarys znajduje się na zamieszczonym zdjęciu poniżej. Wystawiłabym maksymalną ocenę tej książce, bo wciągnęła mnie niesamowicie i pomimo tego, że jest dość obszerną pozycją (prawie 700 stron) przeczytałam ją bardzo szybko.


Nie samymi książkami człowiek jednak żyje. Weekendy staram się spędzać na powietrzu i w jakimś miłym otoczeniu. Miesiąc temu wybraliśmy się z mężem do Kołobrzegu. Byłam tam już wcześniej co prawda, jednak nie pamiętałam tego miasta zbyt dobrze. Niestety wydał mi się nieco mniej atrakcyjny aniżeli myślałam. 


Na koniec zamieszczam zdjęcie nowego nabytku, który naszym maluchom bardzo się spodobał. 


Drapak okazał się dość potężny, nie nadawał się więc na umieszczenie go w miejscu starego. Wstawiliśmy go więc pod oknem, stary zaś został na pierwotnym miejscu. Tak więc kociaki mają radochę, bo więcej miejsc do wspinaczki:)

Pozdrawiam serdecznie:)