wtorek, 22 grudnia 2015

Wesołych Świąt

Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia życzę Wszystkim rodzinnej i wesołej 
atmosfery przy wigilijnym stole oraz samych pomyślności w 2016!

wtorek, 15 grudnia 2015

Początki podwójnego macierzyństwa

Kiedy Jasiu się urodził nie umiałam w zasadzie nic w temacie opieki nad dzieckiem. Stopniowo nabywałam nowe umiejętności, poznawałam jasiowy ‘mechanizm’. Początki w moim odczuciu do łatwych nie należały. Poradniki w stylu Zawitkowskiego niewiele mi dały. Bardziej przydały się siostrzane rady tudzież ‘pokaziki’ kąpieli i innych zabiegów pielęgnacyjnych. Wyspana nie byłam gdyż nie ucinałam sobie drzemek z Jasiem w dzień. Przyznam jednak, że z perspektywy czasu dziwię się swoim narzekaniom z tamtego okresu, bo możliwości regeneracji sił były, ale z nich nie korzystałam. Obecnie w tej kwestii jest gorzej. Co prawda udaje mi się zintegrować drzemki maluchów czasami, ale raczej nie nakładają się one w 100 procentach. Ponadto i tak bym nie zasnęła, bo jestem bardziej typem ‘czuwającym’. Moja noc za to rozpoczyna się ok. 22, czyli stosunkowo wcześnie. Wliczając pobudki na karmienie około 5-6 godzin snu wychodzi, co nie jest złym rezultatem. To, co wydaje mi się być dużym plusem przy drugim dziecko to wiedza i doświadczenie. Oczywiście są sytuacje, w których muszę się radzić czy to lekarza, położnej czy kogoś z rodziny – siostry głównie - jednak są to sporadyczne zabiegi. Innymi słowy nie czuję się takim nieporadnym rodzicem jak dwa lata temu i spokojniej do wszystkiego podchodzę. Spokojniej w temacie opieki względem niemowlęcia, bo jak obie sztuki zaczynają w tym samym czasie płakać bądź chcą na ręce to kłucia w serduchu z nerwów pojawiają się, ale taki to już ze mnie znerwicowany człowiek;)
Pierwszy spacer Antka

Uprowadzenie Antka

Mały pomocnik

Osiedlowy spacer

Czerpanie radości ze wspólnego spaceru

Buziak

Mały kudłaty stróż

Zastanawiam się czy ‘podwójni’ rodzice mają podobne do moich odczucia. Pozdrawiam serdecznieJ

czwartek, 3 grudnia 2015

Trudne początki

Dość długo mnie tu nie było. Posta planowałam dodać wcześniej jednak początki z nowym członkiem rodziny do najłatwiejszych nie należały. Abstrahując od dość stresującej końcówki porodu (poowijanie pępowiną itd.), kiedy przywieziono mi Antka na salę był mało żywotny, nie chciał jeść nawet, ciągle spał. Na szczęście płukanie żołądka i kroplówki pomogły i nasz pobyt w szpitalu wydłużył się jedynie o dzień.
Niestety po naszym powrocie do domu u Jasia i męża pojawiły się oznaki kolejnego zarażenia grypą żołądkową. Pomimo izolacji, Antka nie udało się uchronić i kolejny raz trafiliśmy do szpitala na cztery dni. Oddział dziecięcy paskudny, odrapane i okratowane łóżka, ale po dniu szło się przyzwyczaić. Najważniejsze było poczucie bezpieczeństwa - niedopuszczenie do odwodnienia.
Po powrocie do domu towarzyszył mi stres przed pojawieniem się potencjalnej drugiej fazy rotawirusa, na szczęście nic się nie działo z maluchem złego. Tym razem padło jednak na mnie, grypa żołądkowa dała o sobie znać z opóźnionym zapłonem, ale też wykończyła nerwowo, bo czułam się fatalnie, mdliło niesamowicie, nie mogłam za wiele pić i jeść, a Antek robił się słaby - chyba mleko zaczęło zanikać. Na szczęście tragicznie czułam się jeden dzień tylko i następnego mogłam już spożywać płyny itd. Lekarka nie stwierdziła u niego odstępstw od normy i bardzo chciałabym by wszystko wreszcie wróciło na normalne tory, ale zobaczymy cóż to będzie.
Jeszcze podzielę się paroma spostrzeżeniami odnośnie drugiego porodu. Otóż spodziewałam się, że proces pójdzie znacznie łatwiej. Słyszałam bowiem, że często tak bywa. U mnie się to nie sprawdziło... albo paradoksalnie próg bólu po pierwszym rozwiązaniu mi się obniżył, albo naprawdę bolało nie do zniesienia, nawet parcie, które w przypadku Jasia było wręcz 'przyjemnością'. Przyznam, że po drugim porodzie została mi trauma i wiem, że nie mogłabym już rodzić naturalnie. Nie mam na celu straszenia w tym momencie, bo jak wspomniałam wcześniej, nasłuchałam się wielu wiarygodnych historii, że drugi poród to pikuś w porównaniu z pierwszym.
Jasiu ciepło przywitał Antka. Myślę, że go polubił. Co prawda odkąd młodszy brat się pojawił Jasiu znacznie częściej chce bywać na rękach, ale ogólnie nie odczuwam jakiejś zazdrości z jego strony. Czasami nawet chce pomóc w okryciu czy zmianie pieluchy. Początkowe zainteresowanie powoli zastępuje przyjęcie nowej sytuacji do wiadomości;)
Na kociakach pojawienie się nowego członka rodziny większego wrażenia nie zrobiło. Niestety zaniedbuję je trochę, Jasia zresztą też, bo najwięcej uwagi wymaga Antek. Mam nadzieję jednak, że sytuacja szybko się wyklaruje i nikt nie będzie czuł się pokrzywdzony.

P.S. Obecnie jestem trochę zmęczona, mam jednak nadzieję, że do końca roku uda mi się nadrobić blogowe zaległości.
Pozdrawiam serdecznie:)




niedziela, 25 października 2015

Urodziny Jasia

Co prawda z niemalże miesięcznym wyprzedzeniem wyprawione, ale o późniejszy dogodny termin byłoby trudno. Za tydzień weekend z udziałem Wszystkich Świętych w roli głównej, za dwa urodziny Chrześniaka, a za trzy już najprawdopodobniej ja w szpitalu. Ponadto chciałam by Jasio cieszył się imprezką będąc jedynym jubilatem - za rok raczej postawimy na jedno przyjęcie dla dwojga ze względu na podobny termin rozwiązania. 




sobota, 10 października 2015

Przedporodowe rozterki i słów kilka o książkach

Ostatnimi czasy każdy mój dzień wygląda niemalże jednakowo. Nie mogę więc opisać trzymających w napięciu przygód z własnym udziałem. Zebrało się kilka książek, z którymi zapoznałam się bądź jestem na etapie ich czytania. Ponadto czekam na rozwiązanie i drugiego malucha w domu. 
Wiem, że z dwójką dzieci łatwo - na początku przynajmniej - nie będzie. Nie liczę, że szybko zacznę przesypiać całe noce, ale wolałabym by drugi synek był już z nami. Powodów jest kilka. Przede wszystkim chciałabym mieć pewność, że rozwiązanie nie uszkodzi malucha. Obecnie jego położenie można określić mianem pośladkowego, a perspektywy pewnej cesarki brak – przy drugim porodzie nie jest ona bowiem normą. Istnieje jeszcze szansa, że zajmie właściwe i bezpieczne położenie, ale z każdym dniem coraz mniejsza. Wszystko okaże się pod koniec miesiąca, ale optymizmem takie położenie jak na 35 tydzień nie napawa. Jedynym wskazaniem do bezpieczniejszego jak dla mnie rozwiązania w tej sytuacji (czyt. cesarskiego cięcia) jest waga dziecka szacowana na większą aniżeli 3,5 kg albo wąska miednica (a nie wiem czy takową posiadam). Nie mam parcia tym razem na operacyjne rozwiązanie z takiej racji chociażby, że po powrocie będę musiała opiekować się Jasiem, a po przecięciu powłok brzusznych dopuszczalny do podnoszenia ciężar wynosi - o ile dobrze kojarzę - maksymalnie 3 kilogramy. Nie wiem więc jak by to wszystko miało wyglądać po powrocie ze szpitala. Boję się jednak ryzykować i rodzić naturalnie przy położeniu pośladkowym. Sporo się nasłuchałam/ naczytałam i o ile obrót nie nastąpi mam nadzieję, że naturalny poród zostanie uznany za niewłaściwy... 
Inną kwestią jest przeziębienie, które mnie dopadło. Wolałabym w odmiennym stanie nie musieć przyjmować mocniejszych leków by nie zaszkodzić maluchowi. 
Mniej istotną sprawą jest waga, która pnie się w górę w zatrważającym tempie. Za pierwszym razem przytyłam około 12-13 kilogramów i w miarę sprawnie wróciłam do stanu sprzed. Obecnie jestem 14 kilogramów na plusie, a pamiętam, że z Jasiem pod sam koniec najwięcej przybrałam. Nie przejmuję się tym jakoś mocno – wygląd najważniejszy dla mnie nie jest i wolę niekiedy zjeść na uspokojenie Snickersa aniżeli czuć się słabo. Wydaje mi się jednak, że powrót do wagi sprzed nie zajmie mi kilku miesięcy, a trochę więcej czasu. Czuję się grubo, tyję szybciej aniżeli w normalnym stanie, ale prawda jest też taka, że mogłabym się nieco ograniczać, a z lenistwa mi się nie chce tego robić. Nie chcąc dłużej marudzić powracam do tematu książek.
Otworzyłam się na 'nowych' pisarzy kryminałów. Zachęciły mnie do tego lidlowe i biedronkowe promocje. Zapoznałam się tym samym ze stylem Camilli Lackberg, Maxa Bentowa i Anny Jansson. O ile dwoje pierwszych pozytywne wrażenie na mnie wywarło, o tyle książka ostatniej wymienionej persony mnie zawiodła i mocno nudziła. Nawet pierwszej dwójce jednak, w moim odczuciu, nie udało się dorównać ‘nesbowskiemu’ i ‘linkowemu’ klimatowi, ale nie wykluczam, że kiedyś skuszę się na inne tytuły wspomnianych autorów.
Poza tym postanowiłam połączyć przyjemne z pożytecznym i skusiłam się na newsweekowską serię ‘czytamy w oryginale’. Jak dla mnie, czyli osoby, która w znajomości języka się uwstecznia ze względu na brak kontaktu z angielskim na co dzień  treść polska i jej tłumaczenie na stronie obok są strzałem w dziesiątkę. Czytanie idzie jak krew z nosa, bo dziennie średnio strona wychodzi, ale odświeżam w głowie słownictwo, a ponadto poznaję też nowe słowa. Lektury tej serii są przeznaczone dla osób średnio zaawansowanych, ale i początkujący powinni sobie poradzić. Polecam tym bardziej, że mamy do czynienia z bardzo znanymi i popularnymi powieściami dwujęzycznymi, a nie jakimiś wynalazkami. Posiadam już ‘Sherlocka Holmesa’ oraz ‘Rozważną i romantyczną’.
Wobec powyższych treści zastanawiam się czy macie orientację w kwestii porodów pośladkowych – może ktoś wydał na świat dziecko tak ułożone bądź osoba z Waszego otoczenia i przykładowo chwali sobie poród naturalny bądź w stu procentach odradza.   

Interesuje mnie też Wasza opinia na temat wspomnianych książek – czytaliście może?
Pozdrawiam serdecznie, trzymam kciuki by choróbsko w te chłodniejsze dni nikogo nie dopadło;)

poniedziałek, 14 września 2015

Przedjesienne impresje

Ostatnimi czasy wzięło mnie na jesienne klimaty. Obecnie pogoda jest jednak bardziej letnia aniżeli charakterystyczna dla pory roku, która ma nastąpić niebawem. Korzystamy więc z tego faktu i staramy się wolne chwile spędzać na zewnątrz. 
W weekend byliśmy w Lubniewicach nad jeziorem oraz na wsi. Ponadto bywamy dość regularnie w Santoku nad rzeką. Są to plenerowe i maksymalnie kilkugodzinne wypady, ale zawsze pozwalają naładować nieco akumulatory. 









W związku z drzewami pełnymi owoców od piątku opijamy się sokami własnej roboty. Wychodzą smaczne. Dodatkowy komfort daje świadomość braku ulepszaczy czy oprysków tychże składników;)
Zastanawiam się jak Wy spędzacie te ciepłe dni:) 
Pozdrawiam serdecznie:)















niedziela, 6 września 2015

NIE dla głupoty

Wczoraj miałam okazję przeczytać o poczynaniach jednej z byłych uczestniczek programu 'Top Model'. Od dłuższego czasu jest ona związana z branżą futrzarską. Ostatnio przeszła jednak samą siebie: udostępniła zdjęcie, które przedstawia ją wraz z małym i przestraszonym lisem na rękach. Fotografia opatrzona była mniej więcej takim tekstem: 'sezon na lisy oficjalnie uważam za otwarty'. Nietrudno więc domyślić się co stanie się ze zwierzęciem ze zdjęcia. Dla mnie chwalenie się sercem z kamienia jest głupotą, ale już samo promowanie zabijania zwierząt dla mody jest dla mnie czymś nie do przyjęcia. Nie akceptuję produkowania i noszenia naturalnych futer. O ile mogę zrozumieć jedzenie mięsa i noszenie skórzanych butów np. (skóra jako odpad), mordowanie zwierząt jedynie w modowym celu - dla próżności jest dla mnie nienormalne, a na osoby obnoszące się futrami patrzę z politowaniem. 
Osobiście jedząc mięso mam wyrzuty sumienia i zamierzam do końca przyszłego roku wyeliminować ten element z diety by żyć w większej zgodzie ze sobą. Osób z otoczenia jednak namawiać nie będę, bo uważam, że to powinna być indywidualna decyzja. 
Generalnie brak szacunku do zwierząt mnie mocno irytuje. Jako dziecko zdarzało mi się podnieść rękę na psa jednak z perspektywy czasu jak sobie o tym przypomnę robi mi się słabo... Obecnie kocięta traktuję jak równoprawnych członków rodziny i na każdym kroku staram się okazać im szacunek, a nie 'prychać' czy 'psikać' na nie. 

Nigdy nie zrozumiem więc topienia małych kociąt czy psów, trzymania tych drugich na łańcuchach (domena wiejska) albo zjadania żywcem zwierząt. Odnośnie pozbywania się 'noworodków' - czy nie lepiej wygospodarować 150 zł na sterylizację kotki zamiast mieć na sumieniu niewinne stworzenia.  Chociaż w sumie tacy ludzie sumienia nie mają...



środa, 2 września 2015

Nie taka zła ta jesień

Rok 2015 już raczej upałami nie zaskoczy. Mimo, iż ze względu na stan odmienny gorące dni w tym roku znosiłam gorzej niż normalnie (bóle głowy, migotanie w oczach, puchnięcie stóp, mocne osłabienie) nie narzekam, że takowe pojawiły się. Nie lubię spędzania czasu na słońcu, męczę się, ale w zeszłych latach zdarzało mi się narzekać na to, że zarówno lata jak i zimy stały się nijakie, bez wyrazu. I tak w moim odczuciu do ciepła z okresu szkolnego czy nawet studenckiego trochę brakuje, ale wydaje mi się, że tragedii w tym roku nie było i można odczuwać spełnienie w pogodowym temacie. Mam nadzieję, że i zima pozytywnie zaskoczy, a szczytem marzeń byłyby białe świętaJ


Nadejście jesieni mnie nie przeraża. Pomimo tego, że wrzesień zawsze wiązał się ze smutnym wydarzeniem jakim było rozpoczęcie roku szkolnego, a październik roku akademickiego, łączyło się to też z nowym początkiem, czystą kartą. Zawsze przy tym odliczałam dni do Świąt Bożego Narodzenia, które niestety z roku na rok tracą dla mnie nieco klimat, ale i tak cieszę się na myśl o spotkaniu przy stole i rodzinnej atmosferze. Lubię nawet smród dymu z kominów. Zima bowiem jak i jesień zresztą też kojarzą mi się z beztroskim dzieciństwem czy młodością. Pamiętam jak w gimnazjum na kilka miesięcy przed samym grudniem z katalogu AVON zamawiałam kosmetyki z brokatem czy świąteczne płyny do kąpieli… albo jak podczas studiów siostry w Poznaniu przyjeżdżałam do niej na weekend i przed świętami kupowałyśmy wspólnie prezenty pod choinkę członkom rodziny (2003 rok), szalałyśmy wówczas na punkcie IKEA. Obecnie cieszy mnie nawet to, że wraz z rozpoczęciem września możliwe będzie obejrzenie nowych odcinków seriali, które lubię, a w zasadzie serialu, bo mam na myśli polsatowskie ‘Przyjaciółki’. Nie należę też do osób, które ‘załamane’ są tym, że o 19 jest już ciemno. Ja tego typu ciemność lubię, bo zaszycie się w domu pod kocem nabiera fajnego klimatu. Dodatkowo jesienne miesiące bogate są w rozrywkowe jak dla mnie wydarzenia. Przykład stanowią urodziny kuzynów Jasia i samego Jasia również. Trochę mnie poniosło więc lepiej kończę ażeby nie wprawić Czytelników w stan uśpienia;)


Zastanawiam się czy lubicie jesień czy może wolelibyście by ta została w kalendarzu pominięta;)






środa, 15 lipca 2015

Zwykły żywot

W ostatnich miesiącach opuściła mnie nieco energia życiowa, zarówno fizyczna, jak i psychiczna. Skoro o tym mowa: przepraszam za interpunkcję. Od jakiegoś czasu mam problem nawet z przecinkami, coś mi się poprzestawiało w głowie, ale nie mam na tę sytuację wpływu. Łudzę się, że chociaż ortografia nie kuleje. Od dzisiaj w każdym razie zabieram się za stopniowe nadrabianie zaległości w świecie wirtualnym, a ściślej w blogosferze;)

Czerwiec i pierwsza połowa lipca minęła mi bardzo spokojnie. Starałam się wykorzystać nieco upalne dni. Tym samym Jasiu pierwszy raz miał okazję zobaczyć morze oraz kilka nieznanych mu gatunków zwierząt.

W Międzyzdrojach bardzo mu się podobało. Na plaży szalał i ku mojej rozpaczy nałykał się morskiej wody. Próby wyjęcia go z niej kończyły się krzykiem i klęską tym samym.




W ramach rozgrzewki zaliczyliśmy po drodze punkt widokowy - Gosań. Jak dla mnie bardzo klimatyczne miejsce, znacznie bardziej atrakcyjne aniżeli tłumna i rozgrzana plaża.



Wizyta w Poznańskim zoo miała miejsce kilka tygodni wcześniej. Stwierdzam, że Jasiu jest za mały by czerpać przyjemność z oglądania zwierząt, bo wyprawa skończyła się drzemką. Zdążył jednak pooglądać słonie. Dodam, że tym razem nie popełniliśmy błędu sprzed paru lat (niesamowity ukrop, a my pokonywaliśmy odległości pieszo) i od razu skusiliśmy się na ciuchcię;) 





Pogoda jest średnia jak na lato moim zdaniem. Upałów nie lubię co prawda, ale trochę brakuje mi dni kiedy bez cienia wątpliwości można wyjść z domu w bluzce w krótkim rękawem i w krótkich spodniach. Tak czy inaczej korzystamy z tej średniej pogody i staramy się spędzać czas wśród natury - jeździmy na wieś i relaksujemy się na huśtawce w altanie. Fajnie byłoby kiedyś zamieszkiwać takie klimaty.



Zastanawiam się jak Wy spędzacie te letnie dni. Ponadto nurtują mnie dwie inne kwestie. Mianowicie:
1) co myślicie o małych golasach w miejscach publicznych? Ja w myśl zasady 'nie czyń drugiemu co tobie niemiłe' Jasia bez majtek nie wypuściłabym, bo sama bez ubrań frygać nie chcę. Może jestem sztywniakiem i dziwakiem w tej kwestii, ale ma to dla mnie duże znaczenie;

2) co sądzicie o wizytach w zoo? Ja np. do cyrku bym nie poszła, jego idea wydaje mi się nie do końca moralna w kontekście postępowania ze zwierzętami (tresura). W ogrodach zoologicznych dostrzegam natomiast dużo plusów: ochrona zwierząt itd. choć z drugiej strony zastanawiam się czy odebranie wolności zwierzakom nie wiąże się dla nich z traumą i olbrzymim cierpieniem. 

Pozdrawiam serdecznie:)















wtorek, 2 czerwca 2015

Detektyw (True Detective) - serial

Kilka dni temu zakończyłam swoją przygodę z pierwszym sezonem 'Detektywa'. Serial składa się z ośmiu godzinnych odcinków jedynie. Przyznam, że pozytywne opinie, zapoznanie się z oceną i zarysem fabuły oraz doborowa obsada (Woody Harrelson, Matthew McConaughey, Michelle Monaghan) sprawiły, że nie miałam wątpliwości i z wielkim zaciekawieniem zabrałam się za oglądanie serialu.
Fabuła dotyczy poszukiwania seryjnego mordercy/ morderców młodych kobiet (w późniejszych odcinkach nie tylko pań) przez parę policjantów/detektywów, których wzajemne relacje można opisać powiedzeniem: kto się czubi, ten się lubi.
W moim odczuciu serial zaczął się rozkręcać mniej więcej w połowie. Uważam jednak, że niepowtarzalny klimat i świetna gra aktorska sprawiają, że obraz ten zasługuje na wysoką ocenę. Myślę, że miłośnicy kryminałów będą usatysfakcjonowani.
Nadmienię przy okazji, że drugi sezon nie będzie miał nic wspólnego z sezonem pierwszym zarówno pod względem fabuły jak i bohaterów. Pojawią się nowe, znane nazwiska takie jak: Rachel McAdams, Colin Farrel czy Vince Vaughn. 
Czy ktoś z Was oglądał 'Detektywa'? Jeśli tak czy przypadł Wam on do gustu?

czwartek, 28 maja 2015

Saska Szwajcaria - Bastei oraz Twierdza Königstein

Po Dreźnie nadszedł czas na odwiedzenie Bastei, czyli skalnego miasta, z którego można było podziwiać Łabę. Ciekawe miejsce, ale pomimo tego, że nie zainwestowaliśmy w bilety umożliwiające spacer po wąskich mostkach, samo przejście po moście ogólnodostępnym kosztowało mnie nieco zdrowia. Widok męża z Jasiem w jednej ręce, z aparatem w drugiej blisko barierek nie napawał mnie optymizmem, a serce waliło jak oszalałe. Cieszę się, że nie miałam zawału:)






W drodze do następnego interesującego punktu udało nam się zrobić dwa zdjęcia.

Kolejnym obiektem była Twierdza Königstein, która bardzo przypadła mi do gustu. Ciekawe widoki na Łabę i otoczenie, a same obiekty w twierdzy miłe dla oka. Do zbyt wielu możliwych do zwiedzenia budynków nie wchodziliśmy, gdyż było już dość późno, a nas czekały niemalże 3 godziny drogi do Świeradowa. Weszłam jednak do budynku studziennego i oszklona od góry studnia wywarła na mnie pozytywne wrażenie. Dodatkowym, ale dość dużym jak dla mnie plusem była kameralna atmosfera, a co przez to rozumiem: pustka - turyści byli rzadkim widokiem. Bilet wstępu za osobę kosztował 8 euro, ale nie żałuję wydanych pieniędzy.

\













Pozdrawiam serdecznie:)