środa, 25 grudnia 2013

Wigilia i pierwszy dzień Świąt

W związku z tym, że w Wigilię miałam mały kocioł nie dodałam planowanego posta... Trochę już po ptokach, ale pragnę życzyć Wszystkim Czytelnikom wesołego drugiego dnia Świąt i już teraz (by sytuacja się nie powtórzyła) szczęśliwego Nowego Roku i spełnienia marzeń. Mam nadzieję, że każdy dni: 24 i 25 grudnia spędził w rodzinnej i miłej atmosferze. U mnie przynajmniej tak było. 

Reksio wytrwale czeka na prezent.

Wigilia u teściów.

Pierwszy dzień świąt, u rodziców. Jasiowi musi się odbić;)

Juuupi! Dostajemy prezenty;>

Jaś ze Stasiem (mój chrześniak, siostrzeniec); za rok chłopaki zapewne będą razem harcować i psocić:)

Jaś w foteliku; wrócił od dziadków:)

czwartek, 19 grudnia 2013

Niedogodności odmiennego stanu i pierwszy miesiąc Jana


Niektóre kobiety uważają, że tych 9 miesięcy to najpiekniejszy i wyjątkowy okres w życiu. Przyznam, że ja także narzekać nie mogłam, jakichś większych problemów stan ten mi nie przysporzył  (no może jedynie psychicznych, bo nie potrafiłam wyluzować w paru kwestiach: zachowywałam się nad wyraz sterylnie,
wszędzie doszukiwałam się złowrogich bakterii itd., a nawet przy zachowaniu ostrożności miałam obawy, że może zjadłam coś czego nie powinnam - czasami lepiej być ignorantem i nie czytać za wiele na temat potencjalnych zagrożeń).
Prócz jednak wspomnianej kwestii chcę opisać pokrótce inne: jedne znane bardziej, inne mniej uciążliwości jakie mi się przytrafiły w ciągu całego odmiennego stanu. Były to:

mdłości: czyli kilka tygodni poczucia bycia na tzw. nieustannym kacu. Problem zaczął powoli ustawać wraz z wkroczeniem w II trymestr (czyli podręcznikowo w zasadzie). Pod koniec 8 miesiąca pojawiły się ponownie, ale o znacznie mniejszym natężeniu (nie były na szczęście mocno dokuczliwe). Tak czy owak nudności mogą uprzykrzyć życie, a w połączeniu z osłabieniem sprawić, że normalne funkcjonowanie graniczy z cudem (zrobienie obiadu to nie lada wyczyn). Nie każdy oczywiście musi je dotkliwie odczuwać czy mieć w ogóle, dla mnie były dość mocno uciążliwe.

problemy z cerą: wystąpiły w podobnym okresie jak mdłości i w takim samym zniknęły w zasadzie, czyli od około 15 tygodnia zaczęłam wyglądać 'normalnie'.

problemy z oddychaniem: wystąpiły na dwóch płaszczyznach. Pojawiły się w drugiej połowie ciąży: pierwsza z nich dotyczyła zapchanego nosa (bez wyraźnego powodu). Stosunkowo szybko przeszła,
bo po około 3 dobach aczkolwiek miałam problemy z zasypianiem - nos zatkany, nie dało się go wydmuchać. Z otwartymi ustami nie umiałam zasnąć. Trochę pomagało dobre wywietrzenie pokoju oraz sen przy otwartym oknie. Wnioskuję zatem, że nawilżenie powietrza było jedynym działaniem mogącym przynieść jakąkolwiek poprawę (aczkolwiek nie stuprocentową niestety).
Innym utrapieniem było złapanie pełnego oddechu. Na szczęście stan ten nie trwał miesiącami, zamknął się w tygodniu, może dwóch. Wystarczyło, że zjadłam bułkę na śniadanie i już czułam się pełna do tego stopnia, że głęboki oddech stawał się wyzwaniem. Miało to miejsce w 7 miesiącu. Bałam się, że potrwa dłużej, bo brzuch się obniża dopiero na kilka tygodni przed porodem, ale na szczęście aż tak wytrwała być nie musiałam.

pękanie skóry dłoni: czyli jak stwierdził lekarz - skaza ciążowa. Zawsze miałam problemy z tymi partiami ciała, ale było to związane jedynie z ich przemarznięciem (jesienią, zimą czy wczesną wiosną kiedy zapomniałam ubrać rękawice). Wówczas ich ochrona w postaci ciepłej garderoby oraz nawilżenia na noc zdecydowanie pomagały i odzyskiwały one swój dawny wygląd. Niestety, w odmiennym stanie z problemem zmagałam się niezależnie od pogody i temperatury. Nawilżanie ukojenie przynosiło chwilowe jedynie, bardzo wrażliwa stała się także skóra nadgarstków (notorycznie zaczerwieniona i sucha). Dodam jeszcze, że suchą skórę okresowo miewałam na szyi oraz uszach. Dokładnie nie wiem z czego to wynikało, ponieważ unikałam kawy, herbaty czy innych odwadniających napojów, a dziennie wypijałam minimum 2 litry wody.

otępienie umysłowe: problemy z koncentracją zaczęły się stosunkowo wcześnie, ale ich apogeum osiągnęłam około 8-9 miesiąca. Zapominałam wszystkiego począwszy od zastanawiania się jak napisać poprawnie jakieś słowo (które wcześniej nie przysparzało problemów), poprzez luki zakupowe, skończywszy na zapominaniu o zaplanowanych od dawna wydarzeniach. Lekarz mówił, że ciąża uznawana jest w nauce za upośledzenie umysłowe nawet tak więc nic nadzwyczajnego mi nie dolegało chyba:)
Z przykrością muszę stwierdzić, że schorzenie nie minęło aczkolwiek dopatruję się tu związku z przemęczeniem i stresem, czyli przeistoczenia genezy 'roztrzepania'. W związku z powyższym przepraszam za język postów: powtórzenia, interpunkcję, ale nie do końca pamiętam zasady...Może kiedyś sprawność umysłowa powróci - mam taką nadzieję :)

zgaga: przed zapłodnieniem wielokrotnie miewałam tzw. 'pieczenia' w przewodzie pokarmowym. Wydawało mi się, że jest to zgaga. Być może to była prawda aczkolwiek jej nasilenie było stosunkowo nieduże, gdyż nie utrudniała życia. To czego doznałam w ostatnich miesiącach ciąży było niedogodne do tego stopnia, że utrudniało sen. Piekło mnie wewnątrz w związku z czym budziłam się w nocy kilka razy (o ile w ogóle udało się zasnąć). Największe nasilenie występowało w dniach w których spożywałam czosnek.

osłabienie: przewijało się przez cały ten okres aczkolwiek największe mnie dopadło ok. 22 tygodnia i trwało praktycznie do samego końca z przerwami na lepsze dni/okresy. Lekarz wyjaśnił to zjawisko wahającą się gospodarką hormonalną.

nocne/ ranne skurcze łydek: wydaje mi się, że niekoniecznie miały związek z poziomem magnezu (teoretycznie miałam go w normie), aczkolwiek jak w nocy skurcz złapał to ból poskurczowy trzymał cały dzień.

wzmożone pragnienie - nie tyle uciążliwe, co budzące niepokój, bo wymieniane jako objaw cukrzycy. Co prawda dopadło mnie to stosunkowo późno, bo ok. 36/37 tygodnia. Okazało się jednak, że cukier na czczo mam w normie, a wiele kobiet na forach spotkała taka dolegliwość (budziły się nawet w nocy z powodu pragnienia). Osłabienie, sucha skóra czy oczy, wzmożone pragnienie nie zawsze zatem łączyć się muszą z cukrzycą.

drętwienie ręki - a ściślej nadgarstka. Pojawiło sę na samym końcu praktycznie, bo w ostatnim tygodniu. Nieciekawa sprawa, bo ręka drętwiała we wszystkich pozycjach i bardzo często. Przeszło wraz z rozwiązaniem.

Do niedogodności, które wymagały zmiany przyzwyczajeń należało (muszę jednak zaznaczyć, że to 'mądrości - zalecenia' zaczytane w internecie, niekonsultowane bezpośrednio z lekarzem - ale ponieważ w wielu źródłach się pojawiały wzięłam je sobie do serca):

- spanie na lewym boku (półmetek równał się w moim odczuciu z koniecznością zaprzestania praktykowanego do tej pory spania na brzuchu; spanie na plecach czy prawym boku także według źródeł internetowych było odradzane choć wielokrotnie zdarzało mi się budzić w nie do końca pożądanej pozycji;
spanie na prawym było dla mnie mniejszym złem: jak już w zaawansowanym stadium lewy bok nie wytrzymywał ciężaru musiałam próbować spać na prawym właśnie;

- unikanie podnoszenia ciężarów powyżej 5 kg. Na początkowym etapie nie miałam wiedzy na ten temat i nie przejmowałam się za bardzo wagą podnoszonych artykułów spożywczych np. Z czasem jednak 'dźwiganie' stało się uciążliwe i starałam się jednak nie przesadzać z noszeniem zbyt ciężkich toreb z zakupami.Nie twierdzę oczywiście, że coś mogłoby się stać gdybym podniosła 10-15 kg aczkolwiek wolałam dmuchać na zimne i zachować ostrożność w tej kwestii;

- zmiany nawyków żywieniowych - unikanie produktów np. serów pleśniowych czy wędzonych ryb, ale także pewnych przypraw (tymianek, rozmaryn itd.). Imbir i pietruchę także musiałam wykluczyć z diety gdyż wywoływały one u mnie skurcze przepowiadające.

Pomimo opisanych kwestii jedno nie ulega wątpliwości: było warto:) Jan dzisiaj kończy pierwszy miesiąc życia, czas nie wiadomo kiedy przeleciał. Jest grzeczny - dużo płacze jedynie wtedy gdy dopadają go wieczorne kolki. Myślę też, że możemy mówić o małym sukcesie - zdarza się, że w nocy przesypia siedem godzin, a więc nasze starania i regularność kapięli i różnych czynności w ciągu dnia opłaciła się (mam nadzieję, że nie zapeszę w tym momencie ;)). 

U Tatusia na kolanach

Spanko w wózku

Pierwszy spacer

Spacer któryś z kolei

Muffiny zaniesione do pracy z okazji narodzin Jasia

Janowi chyba się nie podobało...;>