piątek, 26 kwietnia 2013

Wiosna

Bardzo cieszy mnie nadejście wiosny. Przyznaję, że stan mojego ducha polepszył się nieco. Może to dziwnie brzmi, ale wierzę, że pogoda może wpływać na humor. Marzył mi się wczoraj piknik, ale na takowy było jednak trochę za zimno (myślę, że siedząc na kocu czuć byłoby chłód z podłoża). Pojechaliśmy jednak z mężem nad Wartę, gdzie zjedliśmy po zakupionej w lokalu pizzy. Zwykle stawiam na 'urozmaicone' smaki. Tym razem zdecydowałam się skopiować typ męża, czyli wybrałam pizzę hawajską.


Przedwczoraj z kolei wybraliśmy się do oddalonego o 35 km Barlinka. Odbyliśmy sympatyczny spacer wśród drzew. Uznałam, że skoro warunki dopisują warto mieć trochę ruchu. Barlinek spodobał mi się. Znajdują się w nim idealne trasy spacerowe czy rowerowe, jest też jezioro. Z pewnością często będziemy nawiedzać to klimatyczne miejsce.


W ostatnim czasie postanowiłam nadgonić nieco zaległości filmowe. Obejrzałam film 'Pokłosie', który zdecydowanie polecam. Przedstawia podejście mieszkańców jednej wioski względem holocaustu. Maksymalnej oceny nie wystawiłabym temu obrazowi jednak, gdyż coś mi w nim przeszkadzało. Trudno określić co dokładnie, ale na pewno parę sytuacji wydało mi się naciąganych i takich nie do końca możliwych. W kolejce czeka pięć kolejnych filmów, w tym jeden albo dwa horrory. Najwcześniej zapoznam się z nimi w niedzielę bowiem jutrzejszy wieczór spędzę na weselu bliskiej mi osoby. A skoro o niej już mowa, na urodziny podarowała mi sympatyczny prezent, który prezentuję na poniższych zdjęciach.



Książka ta jest bardzo ciekawa. Pewnie w którymś z wcześniejszych postów wspominałam, że moim marzeniem jest odwiedzenie USA, spędzenie tam z trzech tygodni i poznanie najważniejszych dla mnie punktów. Innymi słowy chciałabym zwiedzić Stany wzdłuż i wszerz. Czytanie przewodników nie idzie mi zbyt sprawnie, najzwyczajniej w świecie ich forma do mnie nie przemawia: za dużo opisów budynków, a za mało ciekawostek, jeśli tak to mogę ująć. Prezentowana powyżej pozycja z przewodnikiem ma niewiele wspólnego, znaleźć w niej można jednak wiele ciekawych informacji, dlatego czytanie jej bezpośrednio przed zaśnięciem dostarcza mi wiele frajdy.
Na zakończenie zamieszczam dwa zdjęcia z udziałem Yoli (by nie czuła się dyskryminowana) choć nie da się ukryć, że psociła dzisiaj niesamowicie (w poszukiwaniu wrażeń wskoczyła pod sam sufit, na tzw. pudło na którym znajduje się łazienkowe oświetlenie, trzeba było oczywiście korzystać z drabiny by pojawiła się tam, gdzie jej miejsce czyli na podłodze).


Życzę Wszystkim udanego weekendu:)

środa, 17 kwietnia 2013

Wypad do Berlina

W niedzielę wybraliśmy się z mężem do Berlina. To był pierwszy dzień w tym roku, kiedy poczułam, że jest naprawdę ciepło. 
Naszym pierwszym celem było zoo. Jest to dość popularny ogród zoologiczny, bowiem w wielu źródłach internetowych można znaleźć informację, że należy do grona najbardziej urozmaiconych pod względem ilości znajdujących się w nim gatunków zwierząt  na świecie. Na dzień dobry zaskoczyła mnie tzw. brama słonia. Wejście bowiem od razu skojarzyło mi się z klimatami Dalekiego Wschodu. Dodatkowym zaskoczeniem była dość długa kolejka osób oczekujących na wejście. W Polsce bowiem takowe raczej nie występują (przynajmniej ja tak zapamiętałam). 


Powierzchniowo zoo nie wydało mi się jakoś wyjątkowo duże. Myślę, że w zestawieniu z nowym ogrodem zoologicznym w Poznaniu, zdecydowanie pod tym względem temu polskiemu ustępuje. Wewnątrz alejki zbliżone były wyglądem do polskich ogrodów zoologicznych. 


Zaskoczyła mnie ekspozycja dzikich kotów w zoo. Można było je zobaczyć z bliska w klatkach po wejściu do jednego z pawilonów. Dla zwiedzających to nie lada gratka, gdyż zwierzęta te były praktycznie na 'wyciągnięcie ręki'. Mam jednak nadzieję, że w klatkach znajdowały się jedynie w porze karmienia. Jeśli nie, to zdecydowanie byłabym przeciwna takiemu sposobowi ukazywania zwierząt, boksy te bowiem powierzchniowo za duże nie były i wielkie koty z pewnością w nich nie odczuwały szczęścia. 


Wrażenie zrobiła czarna pantera (jaguar). Wydawała dość głośne dzwięki, od których włos się mogł zjeżyć na głowie.


Poniżej przedstawiam zdjęcia innych, bardzo sympatycznych zwierzaków.


Przyznam, że lubię odwiedzać zoo. Gdyby nie one, nie miałabym możliwości zobaczenia ciekawych gatunków zwierząt na własne oczy. Myślę też, że ogrody zoologiczne mogą być także ratunkiem dla wymierających okazów. Z drugiej jednak strony, zastanawiam się czy mieszkańcy zoo są szczęśliwi, czy może pobyt w nim jest dla nich męczarnią, a tym samym czy odwiedzanie tego typu miejsc przez 'turystów' jest moralne.

Po wyczerpującym spacerze w zoo trochę zgłodnieliśmy. Cóż innego można zjeść na obiad w Berlinie jak nie kebaba. Był dość smaczny, w zestawie do niego były także frytki i napój do wyboru, tak więc pochłonęliśmy bardzo dietetyczny posiłek:) Byliśmy w tym miejscu drugi raz. W 2007 roku jednak, ja postawiłam na inne danie, a że mąż mile wspominał ten turecki przysmak, nie mogłam odpuścić konsumpcji tym razem. Bar znajduje się na nowym dworcu głównym - Hauptbahnhof.


Następnym punktem wycieczki był spacer po okolicy Bramy Brandenburskiej i Placu Poczdamskiego.


Na sam koniec, zahaczyliśmy o Alexanderplatz, gdzie znajduje się Fernsehturm, czyli drugi symbol Berlina - wieża telewizyjna. Wyjazd uważam za bardzo udany i chętnie tam powrócę w celu kontynuacji zwiedzania. Planuję wjechać na wieżę telewizyjną, zobaczyć akwarium przy zoo itd. 

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Urodzinowy post

W sobotę wyprawiłam swoje urodziny. Miało  być skromnie, bowiem postawiłam na sałatkę tortellini, kilka rodzajów pizzy oraz tartę karmelową z dodatkiem bananów i bitej śmietany. Wychodzę z założenia, że nie warto robić zbyt dużo rarytasów, bowiem często jedzenie to zostaje i psuje się. 

Pizza wyszła całkiem niezła. Postawiłam na kilka różnych kombinacji: pikantną pepperoni, z pieczonym kurczakiem, z kiełbasami, z szynką. Do większości dodałam smażoną cebulę, paprykę, pomidory koktajlowe itd. Sos pomidorowy robiony był na bazie pomidorów z puszki, oliwy z oliwek, czosnku oraz przypraw: oregano oraz bazylii.


Przepis na tartę zaczerpnęłam z książki, którą pożyczyłam od siostry. Furory ciasto nie zrobiło, bowiem podawane było po torcie, a że mleko zagęszczone do niego użyte jest z natury bardzo słodkie, podanie jednego po drugim zbyt dobrym pomysłem nie było. Uważam jednak, że przepis jest dość udany, bo ciasto wyszło smaczne. Cięzko byłoby w sumie cokolwiek zepsuć podczas przygotowania tego deseru, ponieważ prócz wyrobienia ciasta na spód, należało jedynie ugotować mleko zagęszczone, pokroić banany i przygotować bitą smietanę. 


Tortu sama nie zrobiłam. Był jednak taki jaki lubię najbardziej. Bazował na bitej śmietanie, na wierzchu miał owoce:)


Kiciusie także świętowały. Uznałam, że podczas tego rodzaju uroczystości także muszą mieć coś od życia. W ich menu znalazł się tuńczyk w sosie własnym, którego wręcz uwielbiają.  


Urodziny miały być symboliczne, ale na przygotowanych przeze mnie potrawach nie skończyło się. Członkowie rodziny przynieśli ze sobą sporo dań. Dostałam między innymi migdałowe ciastka z wygniecionym imieniem, bardzo smaczne zresztą:)


Urodziny obchodziłam w piątek, jednak tradycją rodzinną jest wyprawianie tego rodzaju imprez w soboty, tak bardziej na spokojnie:)

Nie wiem czy to kwestia nieodzyskania energii po przedłużającej się zimie, czy innego rodzaju czynników, ale urodziny nie cieszą mnie tak jak dawniej. Może to wynik ukończenia studiów w zeszłym roku i zarazem końca beztroskiego życia:)

Pozdrawiam Wszystkich serdecznie:)




poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Ostatni zimowy post tej wiosny

Nie ukrywam, że w ostatnim czasie opuściła mnie energia życiowa. Pogoda dała nieźle w kość, ale cieszę się, że wszystko zmierza ku dobremu. Poniższe zdjęcia są zatem ostatnimi w kurtce zimowej :) 
Pierwsze z nich zrobione zostało w Szczecinie, ostatnie zaś w moim rodzinnym mieście. Środkowe pochodzi z plenerowego wypadu nad jezioro Lipy (województwo lubuskie). Niestety takie wycieczki w przyrodniczą sferę przestały mi sprawiać przyjemność, ale to tylko i wyłącznie ze względu na zimno. Cieszę się, że wkrótce zadowolenie z powodu opuszczania czterech ścian powróci:)


W weekend wybraliśmy się zatem do restauracji stylizowanej na włoskie klimaty. Skoro plenery do mnie nie przemawiały, fajnie było wybrać się gdziekolwiek i nie musieć przy okazji robić obiadu. Skusiliśmy się na lasagne, która chodziła za mną od kilku dni :)


W ostatnich dniach, w celu poprawy humoru, wciągnęłam się w grę komputerową, co raczej nie leży w mojej naturze (ostatni raz grałam w coś z dziesięć lat temu) :) Jest ona w pewnym stopniu odzwierciedleniem mojego ulubionego serialu zagranicznego, którego emisja niestety się już zakończyła. Mam na myśli 'Gotowe na wszystko'. Gra składa się z dwunatsu odcinków, przypomina nieco 'Simsy'. Przeszłam ją w niespełna dwa dni. Przypadła mi nawet do gustu choć zauważyłam kilka (a nawet sporo) niedociągnięć. Tak czy owak cieszę się, że zapoznałam się z nią, urozmaiciła weekend :)


Na koniec zamieszczam zdjęcia kotów, które wtargnęły do sypialni i się w niej rozgościły. Od około miesiąca mają możliwość spania z nami w pokoju. Powiesiliśmy specjalne kocie legowisko na grzejnik i każdej nocy wykorzystywane jest przez któregoś z kudłaczy :) Kotka jednak, w nocy i tak często wślizguje się pod naszą kołdrę, szuka szczęścia z mojej strony, bo mąż zapewne by jej nie wpuścił. Grunt, że jest wesoło :)





Zapomniałabym wspomnieć, że w czwartek wybrałam się do kina na 'Syberiadę polską'. Była to ostatnia szansa obejrzenia tego filmu w kinie (w moim mieście), gdyż od następnego dnia obowiązywał inny repertuar. Nie żałuję jednak wydania pieniędzy na bilet, bowiem film dotyczył częściowo losów także i mojej rodziny. Babcię wraz z matką, wujkiem i siostrami spotkał podobny los jak filmowych bohaterów. Także została ona wywieziona na Syberię. Film całkiem ciekawy. Oceniłabym go na 7 w skali 10, bowiem widziałam wiele pozycji, które mocniej zapadły mi w pamięć.  Nie przedłużając już, pozdrawiam Wszystkich serdecznie :)