Jest postęp. Co prawda półtora tygodnia temu byłam na
rozmowie w sprawie niegodziwego zachowania Jasia, ale już od ponad dwóch nie ma
z nim większych problemów. Sam próbuje się ubierać rano, nie płacze przy
wyjściu, grzecznie idzie do samochodu, a z auta do przedszkola. Nie rozgrywa
się również dramat w szatni czy po wejściu do sali jak to było jeszcze nie tak
dawno temu. Jest więc dobrze. Na chwilę obecną nuda w domu wydaje się większym
złem aniżeli przedszkole. Oczywiście nie wiem jak by to było po dłuższej
przerwie spowodowanej mocniejszym przeziębieniem np., ale póki co nawet w
poniedziałek (po weekendzie) współpraca przebiega bezproblemowo. Przedszkolne atrakcje (wycieczka autokarem do lasu, wspólne robienie sałatki owocowej, prace artystyczne) robią swoje. Me serce raduje się zatem;)
poniedziałek, 10 października 2016
czwartek, 22 września 2016
Powrót po dłuższej przerwie
Wracam po dłuższej przerwie. Sama jestem zaskoczona, że
nieobecność wynosiła kilka miesięcy, pięć bodajże. Nie wiem kiedy to zleciało.
W każdym razie nie planowałam tak długiej absencji, ale chłopcy bardzo mocno
absorbowali. Teraz jest mi nieco lżej, bo od września Jasiu zaczął chodzić do
przedszkola, jednak i w tej materii bywa ciężko. Pokrótce zobrazuję sytuację,
może ktoś miał podobne przeżycia.
Nie mieliśmy dni adaptacyjnych ze względu na
remont sali dla maluchów. 1 września Jasiu poszedł na tzw. żywioł. Tego dnia
nie płakał, jak po niego przyjechałam o 14.30 to nawet nie garnął się by do
mnie podejść. Grzecznie bawił się przy zabawkowej kuchence. Drugiego dnia
trochę płakał, ale dramatu nie było. Podczas odbioru zawsze jest czymś zaabsorbowany.
Niestety, po weekendzie ciężko zaciągnąć go do samochodu. Płacze od samego rana
jak tylko się zorientuje co się święci. Serce pęka, ale nie można się poddawać.
I tutaj mam pytanie: jak mu pomóc oswoić się z przedszkolem? Nadmienię tylko,
że w domu bardzo się nudzi i garnie do wyjścia zawsze. Nie chce wracać do
mieszkania jak gdzieś już wyjdziemy. Myślałam więc, że przedszkole okaże się
ratunkiem na nudę (abstrahując od innych, priorytetowych korzyści jak np.
rozwój mowy i innych umiejętności). Dyrektorka ostrzegała, że większość dzieci
płacze. Zaznaczyła przy tym, że trzeba być konsekwentnym, nie można się złamać
i trzeba dziecko przyprowadzać pomimo krzyku. Liczę, że z czasem Jasiu się
oswoi, ale chciałabym jakoś ukrócić okres tej ‘walki’, a nie mam pomysłu jak to
zrobić.
Przedszkole przedszkolem, ale moją wielomiesięczną
nieobecność i tak zdominowało wydarzenie sprzed tygodnia. Otóż pożegnałam
swojego drugiego Dziadka. Bardzo będzie mi Go brakowało. Muszę przyznać, że
miałam to szczęście posiadania dziadków zaangażowanych, których interesował mój
los i szczerze dobrze mi życzyli. Pierwszego pożegnałam na początku 2013 roku
więc już przyzwyczaiłam się i oswoiłam z Jego brakiem. Ten, który odszedł w ubiegły wtorek wydawał mi się niezniszczalny. Wnuczki traktował jak księżniczki.
Na imprezach typu imieniny, urodziny (już nie wspominam o grubszych uroczystościach)
stawiał się zawsze obowiązkowo (do momentu kiedy miał siłę), nigdy nie
zignorował zaproszenia. Rodzina była dla Niego najważniejsza. Taki Dziadek
idealny. Pozostała mi po nim cenna pamiątka: drzewo, mające wymiar symboliczny
- dąb, którego nazywał pułkownikiem Stefanem. Posadził go kilkanaście lat temu,
na działce, którą wraz z Babcią przekazali mi i mojej rodzinie. Obecnie nosimy
się z zamiarem przeprowadzenia w to właśnie miejsce, na wieś. Ubolewam nad tym,
że Dziadkowi zabrakło dwóch, trzech lat by zobaczyć jak udało się
zagospodarować teren. Bardzo nam kibicował w budowie domu. Liczę jednak na to,
że dalej będzie cieszył się i obserwował wszystkie postępy, tyle, że już z
góry. Niektórych może to śmieszyć, ale miejsce miała dziwna sytuacja, którą
utożsamiam ze swego rodzaju znakiem, że zniknęło jedynie ciało, a dusza trwa
przy rodzinie w dalszym ciągu. Dzięki temu wydarzeniu czuję się spokojniejsza.
Generalnie ostatnimi czasy zastanawiałam się nad sensem tego
bloga. Piszę bowiem głównie o sobie, co nie jest fascynującą tematyką. Nigdzie
nie wyjeżdżam, duszy artystycznej i wyczucia stylu nie posiadam. Doszłam do
wniosku, że niczego ciekawego do blogosfery nie wnoszę. Muszę jednak przyznać,
że blog ten ma dla mnie wartość sentymentalną. Zaczęłam go pisać na ‘chwilę’
przed znalezieniem się w odmiennym stanie. Kojarzy mi się więc z rozwojem Jasia
(jeszcze w brzuchu), początkami macierzyństwa czy innymi miłymi chwilami.
Pomimo tego, że jest on po prostu nudny i mało dopracowany nie zamierzam go
usuwać. Stanowi przestrzeń, do której zawsze mogę wrócić. Ponadto dzięki
wejściu w blogosferę udało mi się poznać wiele ciekawych osób. Pomimo tego, że tylko
z jedną spotkałam się na żywo (fantastyczna osoba, kontakt mamy do dzisiaj) to
cenię sobie również znajomości, które nie wyszły poza granice wirtualne. Nie
chcąc już dłużej przynudzać kończę. Mam nadzieję, że w najbliższych dniach uda
mi się nadrobić z grubsza zaległości. Pozdrawiam serdecznie:)
niedziela, 10 kwietnia 2016
Żywot człowieka poczciwego
W ostatnim czasie czas jakby mi przyspieszył nieco. Odczuwam większe niż zazwyczaj zmęczenie. Zaczęłam się nawet zastanawiać czy od obżarstwa dżemami oraz spożywania dość dużej ilości soków poziom glukozy we krwi nie osiągnął niepożądanego poziomu, wolę jednak wierzyć w wersję o przesileniu wiosennym;) Nic specjalnego u mnie nie wydarzyło się w ostatnim czasie, ale parę drobnych zmian miało miejsce.
Jestem pozytywnie zaskoczona 'Księżniczką z lodu' oraz 'Kaznodzieją'. O ile 'Pogromca lwów' C. Lackberg w moim mniemaniu 'uszedł', o tyle pierwsza i druga część serii mocno przypadła mi do gustu. Wciągają od samego początku. Warto czytać książki w kolejności ich powstawania. Zwykle zresztą tak robię jednak 'Pogromcę lwów' nabyłam w atrakcyjnej cenie podczas lidlowych czy biedronkowych okazji tak na 'próbę';> Zastanawiam się czy znacie C. Lackberg i jej dzieła.
Ostatnio skusiłam się na kilka kosmetyków do makijażu z Yves Rocher. Jestem bardzo podatna na chwyty marketingowe, ale możliwość wyboru jednego produktu za darmo przy zakupach powyżej stu kilku złotych oraz hasło 'kosmetyki tworzymy z roślin' nie mogły zostać przeze mnie zignorowane;> Z czystym sumieniem mogę polecić cienie do powiek z drobinkami (po wytarciu wierzchniej warstwy nadal 'migaczące' elementy są obecne) oraz błyszczyki do ust. Odnośnie pudrów mam mieszane uczucia, gdyż - jak dla mnie - tanie nie są (gdyby nie kusząca oferta nie zdecydowałabym się na zakup), a różnicy między tańszym kosmetykiem, a 'rocherowskimi' nie dostrzegam. Podsumowując: Yves Rocher marką fajną, ale w zdrowej cenie;) Lubicie?
Pozostając w temacie zakupowym, ze względów zdrowotnych skusiłam się na zakup wyciskarki. Jasiu nie lubi spożywać owoców i warzyw więc postanowiłam przemycać mu roślinki w formie pitnej. Postanowiłam na wynalazek marki Kenwood i jestem zadowolona. Łatwo się myje, odpad może nie jest suchy jak pieprz, ale jest go mało i resztki wychodzą uformowane w grube paski. Dostrzegam sporą przewagę ustrojstwa względem sokowirówki choć będąc szczerą z migdałów np. za wiele płynu nie udaje się pozyskać. Regularnie więc tworzę mieszankę bananów, jabłek, marchewki i natki pietruchy. Pyszna bomba witamin powstaje.
Mający naturę psuja Jasiu powoli zaczął przymierzać się do strącania z szafki telewizora. Postanowiliśmy więc go powiesić (by nie spotkał go los luster z szafy). Poszliśmy o krok dalej i mąż obłożył ścianę cegłami, które podobają mi się już od dłuższego czasu. Myślę, że taka mała zmiana nadała ciepła mieszkaniu. Zastanawiam się czy Wy także lubicie cegły na ścianie;)
Pozdrawiam serdecznie:)
sobota, 5 marca 2016
Matczyne marudzonko
Mam nadzieję, że wiele tego rodzaju marudnych postów pisać nie będę, ale raz na jakiś czas pozwolę sobie dać upust emocjom. Moja odporność na stres siadła w ostatnim czasie mocno. Chłopcy potrafią wykończyć. Obie sztuki ząbkują. Jasiowi wychodzą cztery piątki jednocześnie, Antkowi pierwszy ząb zapewne wyjdzie w kwietniu (tak obstawiam w odniesieniu do małego Jasia), ale dziąsła bolą mocno od ponad miesiąca, ślini się niesamowicie. O ile Antek bardzo dużo płacze, o tyle Jasiu bywa nerwowy, marudny tudzież agresywny nawet. A jak dwójka zintegruje się w płaczu to wszystko podchodzi mi do góry. Najgorsze jest to, że nie mam możliwości wyjścia z dwójką na raz, a może mam, ale przerasta mnie to. Nie widzę siebie bowiem w sytuacji kiedy muszę wnosić na trzecie piętro Antka i Jasia jednocześnie. Osiwiałabym, a Jasiu niestety nie zawsze współpracuje. Czasami jest bardzo grzeczny, idzie posłusznie za rękę, sam garnie się do pokonywania stopni. Bywa jednak tak, że ucieka, nie chce wracać i wyrywa się nawet na schodach. Jak będzie cieplej uruchomię antkowe nosidło ergonomiczne dzięki czemu zyskam dwie wolne ręce i zaczniemy wychodzić. Obecnie jednak nie wyobrażam sobie wkładania małego dziecka do ustrojstwa w kombinezonie krępującym ruchy. Wiosno, nadejdź! Podsumowując, żołądek boli, a każdy dzień to walka o przetrwanie do godziny siedemnastej aż mąż wróci z pracy tudzież piętnastej z groszem kiedy chłopców po pracy odwiedzi babcia.
Wyżej opisana nerwówka i tak przegrywa z moim lękiem przed chorobami. Wprowadziłam szlaban na zabieranie Jasia do marketów bądź centrów handlowych (o aptekach nie wspominając). Obawiam się grypy, albo co gorsza jej świńskiej odmiany...Nie muszę wspominać, że nie lękam się w całej tej sytuacji o siebie.
W gorzowskim szpitalu oddział dziecięcy pęka w szwach, dzieci śpią ponoć na korytarzach, ale mniejsza o komfort. Wizja trafienia do takiej placówki przeraża mnie ze względu na inne choróbska, które można załapać, a Antek dopiero drugi raz będzie szczepiony (ze względu na inwazję chorób jaka dotykała naszą rodzinę na przełomie listopad/styczeń wszystko się o kilka tygodni przesunęło). Jasiu zaczął przedwczoraj kaszleć, do lekarza zapisany jest na poniedziałek, ale już chodzi mi po głowie czy nie pójść prywatnie wcześniej. Wiem, że ludzie mają poważniejsze problemy i można pomyśleć, że w głowie mi się poprzewracało..., ale od niewychodzenia z domu za często i znerwicowania ogólnego chyba faktycznie mi coś w 'łepetynie' przeskoczyło;) Dobija mnie też znikomy kontakt z ludźmi, bo nie mam tym samym za bardzo z kim porozmawiać.
W gorzowskim szpitalu oddział dziecięcy pęka w szwach, dzieci śpią ponoć na korytarzach, ale mniejsza o komfort. Wizja trafienia do takiej placówki przeraża mnie ze względu na inne choróbska, które można załapać, a Antek dopiero drugi raz będzie szczepiony (ze względu na inwazję chorób jaka dotykała naszą rodzinę na przełomie listopad/styczeń wszystko się o kilka tygodni przesunęło). Jasiu zaczął przedwczoraj kaszleć, do lekarza zapisany jest na poniedziałek, ale już chodzi mi po głowie czy nie pójść prywatnie wcześniej. Wiem, że ludzie mają poważniejsze problemy i można pomyśleć, że w głowie mi się poprzewracało..., ale od niewychodzenia z domu za często i znerwicowania ogólnego chyba faktycznie mi coś w 'łepetynie' przeskoczyło;) Dobija mnie też znikomy kontakt z ludźmi, bo nie mam tym samym za bardzo z kim porozmawiać.
W ciągu kilku lat chcemy przeprowadzić się na wieś, czy się uda zobaczymy. W każdym razie nieśmiałe kroki już zostały podjęte. Chłopcy mieliby czym oddychać, a nie kurzem w mieszkaniu jak obecnie;)
Pozdrawiam serdecznie:)
niedziela, 21 lutego 2016
Ostatnimi czasy...
Ostatnimi czasy nie miałam zbyt wiele energii na blogosferę i internet ogółem. Chłopcy przestali zgrywać się w drzemkach. Antek w zasadzie w dzień nie sypia więc zmuszona byłam pozbawić Jasia dodatkowego spanka na rzecz dłuższego spotkania z Morfeuszem już w okolicach godziny dwudziestej. Ma to swoje plusy i minusy jednak tak czy inaczej niewiele czasu pozostaje mi na 'własne' sprawy. Zwykle przeglądam w trybie przyspieszonym podstawowe punkty w sieci oraz poświęcam od piętnastu do trzydziestu minut na lekturę. Udało mi się tym samym przeczytać 'Dziewczynę z pociągu' Pauli Hawkins, bardzo sympatyczny thriller jak się okazało. Nie nudziłam się, a i szybko nie domyśliłam kto jest tym czarnym charakterem. Ponadto, by choć raz w tygodniu opuścić cztery ściany wybrałam się do kina na 'Planetę singli'. Od początku miałam chrapkę na ten film. Lubię bowiem aktorów, którzy wcielają się w główne role: Agnieszkę Więdłochę oraz Macieja Stuhra - niczym mnie ta dwójka nie irytuje. Wydanych na bilet pieniędzy nie żałuję. Uważam, że komedia ta jest filmem na poziomie. Może nie powala w stu procentach na kolana, ale z przyjemnością ponownie obejrzałabym ją. Polecam.
Odbiegając nieco od tematu książkowo - filmowego... Swego czasu przeglądałam onet niemalże codziennie. Kilka razy w tygodniu zerkałam na fakty w TV. Przyznam jednak, że odkąd mam mniej czasu i energii nie jestem na bieżąco w świecie. Okresowo mogę wręcz nazwać siebie ignorantem, ale tym samym jakiś czas temu nasunęła mi się refleksja. Bycie ignorantem poprawia samopoczucie. Kilka tygodni temu weszłam na onet i zasypana zostałam na dzień dobry samymi 'smutasami' czy budzącymi trwogę informacjami. Czasami fajnie jest się od tego wszystkiego odciąć. Mojej psychice w każdym razie to służy jednak nie zachęcam do obierania takiego kursu. Wiadomo, od czasu do czasu stykami się z informacjami ze świata jednak zwykle działają one dołująco, podobnie jak 'Efekt domina' na TVN.
Znacie 'Planetę singli' bądź 'Dziewczynę z pociągu'? Podobały się te pozycje? A może dopiero planujecie się z nimi zapoznać bądź z góry je przekreślacie?
Pozdrawiam serdecznie:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)