poniedziałek, 31 marca 2014

Skąd się to bierze? Brak tolerancji między matkami


Będąc w odmiennym stanie, a szczególnie w drugiej jego połowie zaczęłam poszukiwać informacji o klinikach, w których można wykupić sobie cesarkę. Natrafiłam na kilka forów. Na jednym z nich kobieta pytała gdzie w Poznaniu można wykonać taki zabieg/operację. I oczywiście posypały się odpowiedzi: czemu chcesz cesarskie? Poród naturalny jest najlepszym rozwiązaniem! Cesarka to tak naprawdę nie poród. Dodam jeszcze, że kobieta ta na wstępie zaznaczyła żeby uszanować jej postawę i nie namawiać do porodu naturalnego… Dlaczego zatem nikt tej postawy nie uszanował? Po co takie pouczanie, ingerowanie w życie innych? Jestem zdania, że kobieta powinna mieć możliwość wybrania sposobu rozwiązania. To bowiem rozchodzi się o jej organizm i ona musi zmagać się z potencjalnymi skutkami ubocznymi. Nie wierzę także w jakieś więzi wynikające ze sposobu rozwiązania: po naturalnym więź jest większa, po cesarce więź ograniczona. Tłumaczone jest to naukowo bodajże, ale nie przemawia do mnie ta argumentacja kompletnie. Nie widzę w tym logiki. Rozumiem jednak, że ktoś chce rodzić siłami natury, nic do tego nie mam, do cesarki w życiu bym nie przekonywała takiej osoby (pomimo, że w moim odczuciu jest bezpieczniejsza dla dziecka), dlaczego zatem osoby prezentujące odmienny pogląd wnikają i próbują nawrócić na zapałanie miłością do naturalnego porodu? Szlag może trafić:) Nudzą się może po prostu.

Druga sprawa: karmienie naturalne. Co najmniej dwa razy spotkałam się z dziwnym spojrzeniem kiedy powiedziałam, że nie karmię już naturalnie. Osoby prowokowały mnie do tłumaczeń, a na dobrą sprawę nikomu nic do tego jak karmię. Czemu mam cokolwiek wyjaśniać? Przejście na modyfikowane po niespełna dwóch miesiącach w naszym przypadku okazało się wybawieniem. Jan w końcu poznał uczucie sytości, nie denerwował się przez niedojadanie, zaczął przesypiać całe noce. A i mnie ta zmiana postawiła na nogi: monotonna dieta podczas karmienia, obostrzenia w tym względzie i poczucie braku rozluźnienia (zdążę się umyć czy nie zdążę? Ile tej nocy prześpię godzin?) zamieniły mnie w zombie. Gdyby nie zanik karmiłabym nieco dłużej, ale byłyby to maksymalnie cztery miesiące, do sześciu mogłabym nie dociągnąć. Nic mnie bowiem nie wymęczyło tak jak karmienie naturalne, nawet niedogodności odmiennego stanu się przy tym chowały. Oczywiście, mleko matki jest najlepsze (absolutnie z tym nie polemizuję), ale czy to oznacza, że modyfikowane trzeba utożsamiać z trucizną? Pomimo tego, że sama zdecydowałam się na karmienie naturalne nigdy nie skrytykowałabym kobiety, która od samego początku nie karmi w ten sposób, chociażby nawet ze względu na to, że z estetycznego punktu widzenia jej to nie odpowiada, jej sprawa, a równie dobrze matką w przyszłości okazać się może lepszą niż ta stawiająca na naturę.

Żeby nie było tak tekstowo na koniec kilka zdjęć moich pociech:)

Opalająca się Yola.

Jasiu nauczył się przewracać na brzuch.
W sobotę pierwszy raz i teraz chce tak zawsze.


Na spacerze w Lubniewicach.

Pozdrawiam serdecznie:)

poniedziałek, 24 marca 2014

Co ludzie powiedzą?


Naszła mnie dzisiaj chęć ponarzekania nieco. Na każdym bowiem kroku spotykam się z postawą, a w zasadzie cechą nakierowującą ludzi na działanie ‘pod kogoś’. Samej także zdarza mi się zachować w taki sposób, staram się jednak to w sobie zwalczać i myślę, że całkiem nieźle mi to wychodzi  (choć długa droga przede mną niestety). Wydaje mi się, że warto żyć w zgodzie z samym sobą. Nie do końca rozumiem także postawę mówienia komplementów kiedy tak naprawdę dany obiekt nie wzbudza zachwytu. Wychodzę z założenia: po co kłamać? Nawet gdyby nas poproszono o wyrażenie opinii (a sumienie podpowiada, że powinna być raczej negatywna), można w delikatny sposób zasugerować, że może nie jest to do końca dobra droga pozostając przy tym w zgodzie ze sobą. Coraz częściej zaczynam sobie myśleć, że robienie czegoś pod opinię publiczną może naprawdę zatruć życie. Większości ludzi mijanych na ulicy nie spotkam już, a nawet jeśli to miniemy się bez słowa więc czemu ma mi zależeć na tym by ktoś mnie lubił. Nie mówię o zachowywaniu się jak burak (staram się unikać takiej postawy) aczkolwiek z perspektywy czasu stwierdzam, że do okresu liceum włącznie zachowywałam się co najmniej w niezrozumiały obecnie dla siebie sposób. Bałam się wyrazić szczerą opinię, wolałam zatem milczeć by się nikomu nie narazić. Teraz uważam, że nie muszę grać kogoś kim nie jestem, nawet jeśli nie spodoba się to innym. 

Zmieniając temat: Jan skończył 4 miesiące, dieta może być nieco bogatsza. Póki co soki kupuję by wypróbował nowe smaki. W wakacje będzie pił przygotowane przeze mnie. Jabłka, winogrona, maliny dzielnie znosi. Śliwka natomiast chyba zbyt ciężkostrawna się dla Jana okazała. Nie chciał po jej spożyciu pić mleka i stał się marudny. Na wszystko przyjdzie jednak pora i za kilka miesięcy ponownie spróbujemy mu ją podać;) Ponadto trochę się wczoraj zmartwiłam, mianowicie zaobserwowałam plucie wodą. Nie nadążaliśmy ze zmianą śliniaków. Mąż obstawiał ślinienie się w związku z ząbkowaniem. Profilaktycznie zadzwoniłam jednak do położnej i ukoiła nieco zszargane nerwy mówiąc, że małe dzieci nie radzą sobie z nadmiarem śliny stąd też takie potoki mogą mieć miejsce. Wiadomo, że ślina jest nieodłącznym elementem ząbkowania, ale zmartwiło mnie to chlustanie. 

Janowe menu. Na początku używaliśmy mleka Enfamil, nie służyło jednak Janowi - silne zaparcia. Zmiana na Bebilon nieco pomogła, ale z czasem także okazała się niewystarczająca. Zaczęliśmy zatem podawać Bebilon Comfort przeciw zaparciom, ukojenie jednak również było krótkotrwałe (choć różnica zauważalna). Obecnie 2x dziennie dajemy zwykły Bebilon, pozostałe 50 procent stanowi Comfort, a w połączeniu z sokami pomiędzy mlecznymi posiłkami Janek całkiem nieźle sobie radzi pod względem zaparciowym;) 

Pierwsze jedzonko ze słoika: jabłka z bananami, jak widać smakowało;)

Dobrze, że zimowa kurteczka mogła już pójść w odstawkę. Obecnie ma nieco cieńsze odzienie aczkolwiek ubieranie Jana na spacer i tak jest dość uciążliwe. czekamy zatem na ciepło tak by bluza wystarczała w zupełności. 

W gondoli i w łóżeczku (pomiędzy wałkami z ręczników).

Pakiet ćwiczeń na brzuchu;)

Wygłupy w gondoli.

Bracia;)

Ulubione łóżeczko Reksia;)

Mała Yola:)

Jasia bolą dziąsła, a mamusia go usypia:)
Pozdrawiam serdecznie:)